czwartek, 28 marca 2013

Wielkie przygotowania...

Aura skutecznie zniechęca mnie do ambitnych projektów wielkanocnych, dlatego zaczęłam się wyżywać w kwestii ... powiedzmy "kulinarnej". Tak więc szynki i rolady się dopiekają, zakwas pracuje, jutro jeszcze machnę ser, bo jakoś szybko wyszedł, no i baby upiękę. To plan na godzinę "0".
Myślę też, że będzie to odpowiedni moment, aby złożyć Wam życzenia Radosnych i Spokojnych Świąt Wielkiej Nocy, takich powolnych, a jednak nie za bardzo ospałych, by znaleźć czas nie tylko na jedzenie tych wszystkich tradycyjnych pyszności, ale by zwyczajnie móc ze sobą pobyć. My jak to w święta ... kolędujemy ;) więc tym, którzy w podróży - drogi szerokiej, pogody dobrej i odpoczynku, jakkolwiek odpoczywać chcecie i lubicie!
Moi drodzy - a to już jaja filcowe, tak w ramach wspominek :D



Buziaki i do zobaczenia wkrótce.
 Aaaa.... co do dzisiejszego ważnego spotkania, było obiecująco i ... szykują się zmiany, ale o tym już niebawem - mam nadzieję - podzielę się z Wami!


niedziela, 24 marca 2013

Wielki Tydzień...

... palma poświęcona w Palmową Niedzielę ma symbolizować życie. Jako że wierzba ma moc niebywałą, by wciąż odradzać się do życia, nie dając się łatwo wykorzenić, taką właśnie palmę poczyniłam na ten szczególny dzień. Chcę by ten czas był faktycznie Wielkim Tygodniem, celebrowanym rodzinnie, tradycyjnie.


Na początek - wierzbowe kotki, takie proste, przydrożne, wierzbowe, może nie tak urodziwe, jak wierzba hodowlana, ale takie pamiętam od dziecka. Do tego gałązki bukszpanu o ciemnozielonej barwie i ręcznie robione kwiatki. Jakoś tak odchodzę powoli od suszonych trawek barwionych na tęczowe kolory, ot taka prosta ta nasza palemka w tym roku. A wiecie co? Taka właśnie miała być :D


Miłego tygodnia!
I jeszcze jedno - trzymajcie kciuki za powodzenie, w czwartek mam bardzo ważne spotkanie, powiedzmy służbowe - będzie to tym bardziej Wielki Czwartek! 

sobota, 23 marca 2013

Spotkanie ... i

Witajcie! zaczynam chyba powoli czuć, że idą Święta. Nie, nie przez pogodę, bo i jak - wszak to wiosny nie przypomina, co to za wiosna z licznikiem ujemnym temperatury? Gdyby nie wizyta pewnej, możnaby pomyśleć "zimowej" wróżki, tkwiłabym pewnie w tym zimowym marazmie do tej chwili. 
Wczoraj jednak znana Wam SNOW nawiedziła mój dom! Snow z zimą, poza uwielbieniem bieli, chyba niewiele ma wspólnego, to niezwykle ciepła i energetyczna kobieta, z głową pełną wspaniałych pomysłów i wielce zaraźliwym optymizmem, emanującym z niej dookoła. Kochana Snow, niczym wiosenny Święty Mikołaj, przyszła z pełną torbą pięknych darów dla ducha i ciała, dla oka zwłaszcza, zresztą zobaczcie sami - zdjęcia, nie wiem czemu nie oddają całego uroku tych wspaniałości. Piękna drewniana zawieszka wisi już na "swoim miejscu" w zagrodzie koguciej :D oj cieszą się koguty, zwłaszcza z tej kury :D :D :D



do tego piękne jajo z ludowym motywem kogucim!

 A na skutek konsultacji, dotyczących podkładki na piloty, weszłam szumnie w posiadanie tego wspaniałego i paradoksalnie baardo przydatnego ustrojstwa. Już wypróbowane i wierzcie na słowo - przyciąga piloty na właściwe miejsce! Snow, kochana, ten motyw jest piękny, a kolory dobrałaś idealnie!


A to już informacyjnie - dla Ciebie, Snow! Piloty jakoś się mieszczą nie po skosie, nie wiem jak wczoraj je układałam, dziś już wchodzą :D

Do tego małpeczka słodka dla Pysia, pyszne ciasteczka i przede wszystkim cudowny czas spędzony na pogaduszkach, przerywanych, a w zasadzie towarzyszących dziecięcemu akompaniamentowi. Mam nadzieję, że już wkrótce spotkamy się ponownie. Mam nadzieję, że w bardziej "kameralnym"gronie :D
Jestem wciąż pod wrażeniem spotkania i pewnie dłuugo pozostanę! 

Jak zając w ... witrynie i... ser żółty domowej roboty!

Witajcie porannie! Cóż za piękny iście zimowy poranek mamy tej wiosennej soboty!
Za oknem -10 st.C. a ja siedzę z kawką pod kocykiem i dojść do siebie nie mogę po wczorajszych wrażeniach. O tym w kolejnym poście. Wszak konieczna jest solidna foto-relacja z wczorajszego wspaniałego spotkania! 
A tymczasem przedstawiam Wam moją osobistą wariację na temat dekoracji okiennej w pewnym zakładzie ślusarskim. Oto Zając Zenek we własnej osobie. Zenek jest tworem recyclingowym, powstałym wg mojego własnego i bardzo spontanicznego projektu. Powstał przez dość żmudne, ale nie nudne owijanie sznurkiem poszczególnych elementów jego ciała, od ucha po ogonek. Mnie efekt zaskoczył i rozbawił, ale sam sobie Zenek nie mógł siedzieć, dostał ławeczkę, też zbitą osobiście, rzec można "tymi ręcyma" i w otoczeniu "gęsich jaj", bazi i bukszpanu prezentuje się dość okazale. Ma wszak ważne zadanie - przyciągać uwagę :D



Czy Waszą uwagę przyciągnął?
Jeśli jeszcze nie, może skuszę Was na ciasteczka cappuccino. Przepis prosty i dający dużo zabawy, moje dziecię, bawiło się pięknie, gdy mogło mieszać te wszystkie składniki łychą, później zagniatać ciasto rączkami. Przyznam, że sprawił się lepiej niż maszynka do zagniatania ciasta. O smaku ciastek sama nic nie powiem, spróbujcie sami upiec. Dodam tylko, że pięknie się pieką, zachowują kształt, nie rosną, więc można się pokusić o ciekawe formy. Jedna rada - nie zdejmować ciepłych z blachy, bo skłonne są się kruszyć, później już nie.
A oto przepis - znaleziony na opakowaniu Mokate Cappuccino. Nawet nie wiedziałam, że Mokate wspiera Federację Stowarzyszenia Amazonki, więc zakup cappuccino, pomijając osobisty kaprys okazał się tym bardziej słuszny. A teraz do przepisu, który pozwolę sobie przytoczyć wprost z opakowania:

*2łyżki Mokate Cappuccino (waniliowe)
*280g mąki
*80g migdałów mielonych (dałam mniej, może 2 łyżki, ale nie jak dla mnie wpływu na smak)
*80g cukru (dałam z 60g, bo zasadniczo staram się nie przesładzać)
*2 żółtka
*200g zimnego masła

Przygotowanie (moja interpretacja):
wymieszać suche składniki w dużej misce, świetna zabawa dla malca, dodać żółtka, masło, które można zetrzeć na tarce o dużych oczkach wprost do miski, wtedy szybciej się łączy, ważne by było zimne masło. Teraz najlepsze, zagniatać ciasto palcami, świetna zabawa dla trzylatka, trzeba tylko uważać by nie zjadało surowego ciasta - nie wiem jak Wy, ale ja nie "próbuję" surowego ciasta, może przez te surowe żółtka?!
Jak uda się Wam ocalić trochę ciasta, wrzucić na godzinkę do lodówki, by odpoczeło, po godzince, wyjąć, popruszyć mąką, naprawdę symbolicznie deskę, stolnicę, czy kawałek papieru do pieczenia, odrywać ciasto po kawałku, wałkować na ok 0,5cm i wycinać ciasteczka wedle własnej fantazji. Można układać na papierze do pieczenia dość gęsto, nie zauważyłam, by zwiększały swoją objętość, piec w 180stopniach C ok 15-20minut (do zrumienienia, patrzcie głównie na rumienienie się dolnej części przylegającej do papieru, by za bardzo się nie spiekły). Po wyjęciu zostawić by troszkę ostygły, w tym czasie można zaparzyć sobie kawkę lub cappuccino i delektować się smakiem ciasteczek! Smacznego !


Dając się ponieść kulinarnym fascynacjom nie mogę nie pochwalić się Wam moim wczorajszym wyrobem pyyysznego żółtego sera! Nie wiem jak Wy, ale mnie przeraża momentami skład produtów spożywczych, zwłaszcza, gdy chcę podać dziecku coś smacznego i zdrowego! Robi się szybciutko i efekt - powiem nieskromnie, przeszedł nasze oczekiwania! Znalazłam kiedyś w necie taki filmik ze sposobem na przygotowanie, skusiła mnie łatwość zrobienia i perspektywa decydowania o tym czy ma być tłusty czy nie, czy z ziołami, pomidorami czy czym tam się zechce, a przede wszystkim bez dodatków.


Film macie tu: Skutecznie TV.

Autorka odsyła do swojej strony, ja jednak wolę takie relacje. A że filmik trwa blisko 9 minut, spisałam sobie krok po kroku sama jak chciałam poszczególne czynności:
Co jest potrzebne (ja wykorzystałam):
1 litr mleka
niecałe 0,5kg sera białego
niecała łyżeczka sody oczyszczonej
jedno jajko
przyprawy do smaku

Chcąc mieć serek tłusty, bieżemy mleczko tłuste, np 3,2% ser tłusty, tu można komponować jak się podoba,  wiadomo, wartościowsze będzie gdy mleko będzie np od krówki, z mlekomatu czy woreczka niż to z kartonika.

Sposób przygotowania:
Mleko gotuję na małym ogniu, mieszając by nie przywarło, gdy ktoś ma obawy przed przywieraniem, można zrobić w kąpieli wodnej. Do ugotowanego mleka dodajemy rozdrobniony ser i UWAGA! zajmujemy wygodną pozycję najlepiej na blacie, rozdrabniamy reszte większych grudek widelcem ciągle mieszając przez 30minut. W tym czasie ser powinien być w bardzo drobnych kawałeczkach a mleko zmieni się w bardziej przypominającą mętną wodę ciecz (nie jestem technikiem żywienia cyz innym specem, pewnie toto ma jakąś nazwę) jak już osiągniemy taki efekt przecedzamy serek przez gęste sito, ową "wodę" wylewamy i studzimy pozostały ser. Ja odciskam ser przez ściereczkę. przed wygląda tak:

...a po - tak:


Taki osuszony możliwie najbardziej ser studzimy, ja wywalam pod przykryciem na balkon, momentalnie jest zimny przy tych temperaturach ( uważajcie by nie zamarzł :D )

Przygotowujemy dwa garnki do kąpieli wodnej. 
Ostudzony ser należy ponownie rozdrobnić, do jeszcze zimnego dodajemy sodę, jajko, sól i inne przyprawy i mieszamy w kąpieli, aby się roztopił, uzyskuje konsystencję gęstego budyniu. Taki ser przekładamy do wybranego pojemniczka, by uzyskać pożądany kształt, studzimy i np. po 3h w lodówce można spokojnie jeść!



Smacznego!

A ja pędzę łapać promienie słońca aparatem :D

poniedziałek, 18 marca 2013

Witajcie poniedziałkowo!
Dziś pokażę Wam część robótek, które udało mi się (patrz nie zapomniałam) obfotografować, a poszły już do Was w świat, w tym wypadku głównie w związku z organiowaną przeze mnie zabawą puzzlową.

Do Ani Jury poleciała deseczka, serducho oraz miś! Ania robi piękne misie ( i nie tylko) do tego takie tulaśne i mięciutkie, więc dla równowagi ten miś jest prawdziwym twardzielem masosolnym :D


A to już jeszcze z bratem (misiowi Jacek i Placek) Przyjaciółka widząc je razem skwitowała, że nawet miś ma swojego Anioła Stróża :D



Za udział w zabawie nagrodzona została również Snow
do której dosłownie poszło pobielone serce i korona, zdjęcia zapożyczam:




A takie serce poleciało do Tynki, która też aktywnie brała udział w zabawie, więc nie mogłam jej nie obdarować.


Wśród uczestników zabawy aktywny udział brała też Chabrowa Panienka, do której poleciało pobielone i przetarte serce i słone jajo, jednak zdjęć nie zrobiłam, skleroza!

Idąc dalej śladem mej przypadłości podrzucę zdjęcia zasięgnięte z bloga Ewy, tak szybko i pięknie turlałam paczkę w taśmie klejącej, że o zdjęciach zapomniałam...


Mam nadzieję, że dziewczyny wybaczycie mi te zapożyczenia :D

A to już zupełnie z innej beczki...

Ważna inicjatywa, z jaką wyszła Lore Art

Z pełnym przekonaniem się przyłączam i popieram! Tych, którzy nie mieli jeszcze styczności - zachęcam do lektury o TU!

Natomiast w Domu na wygnanku wiosna i co za tym idzie iście wiosenne candy! 
jak ktoś się skusił niech klika na powyższy link i zapisuje się czym prędzej :D
Piękne gazetki w sam raz na wiosnę!

Pozdrawiam serdecznie, witam też nowy obserwatorów, jest mi  niezmiernie miło i czuję się wyróżniona przez Was. Zaglądajcie częściej.

niedziela, 17 marca 2013

Kurza twarz, czyli fascynacji ciąg dalszy...

Witajcie w ten wiosenny, marcowy dzień. Wiosna widać ma to do siebie, że niezależnie od wszystkiego, co się dzieje wokół, coś we mnie domaga się zmian, odświeżania, odnawiania, ozdabiania... wiosna idzie i czaruje. Czuję to, mimo otępiałych zmysłów. Tak tak - dopadło i mnie. Mam nadzieję, że dzień, może dwa i wszystko wróci do normy, a ja będę mogła w pełni realizować swoje plany i zaległości. Również pocztowe. Przez ten brak netu w domu miałam niezły młyn, ani wiadomości, ani adresów, o aktualnym robieniu wpłat czy podczytywaniu Waszych blogów nie wspomnę. A dzieje się u Was! Wy to potraficie inspirować i zachwycać!

Aby jednak nie być gołosłownym, pochwalę się Wam swoimi ostatnimi kurzymi poczynaniami. Kuchnia zaczęła nabierać iście gospodarskiego charakteru przez ten "biegający" drób :D

Na początek rameczki - naszukałam się grafik, a miałam je pod nosem :D w sensie z gazety jakiejś starej i serwetki przedrukowałam, powiększyłam i pomalowałam farbkami. Z bliska może nie powala, ale na ścianie bardzo mi się podoba. Moje są i już

 A to już moje kogutki jajeczne - jeszcze z zamierzchłych czasów dziecięctwa mego :D


A to moja własna osobista Wasylisa. Nie wiem jak Wy, ja czasem, gdy uda mi się natrafić w tv na kolejne powtórki filmu "U Pana Boga za piecem" nie czekam na nic tak bardzo jak na rolę drugoplanową owej bohaterki - kury Wasylisy! Teraz mam swoją - dziękuję Ci Mamusiu!



A tak tytułem wspominków godnych polecenia - zapisałam się na Candy do decomarrys, może tym razem do mnie uśmiechnie się szczęście i ten śliczny kubasek i rabacik wpadnie w moje ręce :D
Was też zachęcam - im nas więcej tym lepsza zabawa!
A idąc za ciosem - szukając ukochanych kogutów - trafiłam na blog Na trzecim pięterku
i wspaniałe Candy, w którym można zaopiekować się takim pięknym kurkiem:


Witam serdecznie nowych obserwatorów, rozgoście się!
Dziękuję też za wszystkie komentarze, zamieszczane przez Was mimo mojej nieobecności.
Stęskniłam się za Wami, więc czym prędzej lecę poczytać co tam u Was!
Pozdrawiam słonecznie i życzę miłej i spokojnej niedzieli, te nastepne już pewnie będą bardziej zabiegane!